Czarny protest i anal
/

Jestem apolityczna, nie opowiadam się i nigdy nie opowiadałam za konkretną stroną, partią, twarzą. Jak ognia unikam myślenia i rozmawiania o polityce. Co oczywiście nie oznacza, że nie śledzę, nie przyglądam się i nie psioczę w duchu.
Moja niechęć do
polityki bierze się głównie z mojego
ogromnego obrzydzenia do (braku) kultury politycznej w Polsce. Zarówno od
strony polityków, jak i samych Polaków.
My o polityce nie rozmawiamy, my o
politykę się policzkujemy. Do polityków nie ma się szacunku, na polityków się
spluwa.
Oczywiście bardzo
często na ich własne życzenie.
Z rozrzewnieniem
patrzę na narody, które szanują swoich polityków, premierów, prezydentów. Z
rozrzewnieniem patrzę też na polityków,
którzy na ten szacunek ciężko pracują.
Tym czasem w w
kraju...
Z nutką
przerażenia i niedowierzania śledzę kwestię ustawy antyaborcyjnej. Patrzę, jak ten
bardzo ważny i drażliwy temat staje się piłeczką, przerzucaną przez polotyków
(taki mój neologizm na polskich polityków) vel żonglerów.
Lewica, prawica,
kobieca krwawica. Biednemu chuj jak zawsze w dupę (nota bene przy obecnych
wiatrach seks analny zapewne wkrótce będzie święcił w Polsce szczyty popularności).
Popieram
protest, fajnie, że pokazujemy jedność i nasze zdanie – dołączam się, ale nie
pod szyldem Partii Razem.
Nigdy nie lubiłam
ciasnych szufladek.